Jestem artystą renesansowym czyli rozmowa z Romanem Graszkiewiczem

Opublikowano:

Romku, zanim przejdziemy do tematów o muzyce i sztuce jedno pytanie z innej dziedziny. Jak wspominasz swoją przygodę z polityką. Może nie wszyscy wiedzą, że byłeś działaczem Komitetu Obywatelskiego w okresie transformacji i zostałeś wybrany do rady miasta i gminy  Lubawa z ramienia Komitetu Obywatelskiego w Lubawie. Jak wspominasz tamten okres?

Roman Graszkiewicz
- Moje ówczesne zaangażowanie w lokalną politykę wspominam jako burzliwy okres w życiu. Po stronie kontrowersyjnych posunięć był podział jednostki samorządowej na miasto i gminę. Również nie do końca uzasadniony konflikt miasta z parafią o przejęcie gruntów kościelnych, któremu towarzyszyły niepotrzebne moim zdaniem emocje. Na szczęście ten okres przemian przyniósł nowe możliwości rozwoju miasta, nowe firmy i zakłady pracy dające zatrudnienie. Pierwsze przejawy demokratyzacji życia, takie jak konkurs na dyrektora MOK-u, zmiany w składzie redakcji Głosu Lubawskiego, czy próby poprawy stanu opieki zdrowotnej poprzez wzbogacenie jej o spółdzielczą służbę zdrowia, to tylko nieliczne przykłady trudnych, ale i niezbędnych w tym czasie działań, z którymi przyszło się mierzyć… - wszystko dla dobra mieszkańców Lubawy.

Szkoła średnia to muzyka - dobrze pamiętam, byłeś jak każdy młody chłopak zakochany w muzyce, wspólny nasz epizod życiowy, zespół "Decybele" - pierwszy rockowy zespół w Lubawie.
Praca zawodowa związana z twoim zainteresowaniem - technik protetyk i kilkanaście lat doświadczenia w pracy i nagle coś się wydarzyło. Zacząłeś szukać - praca, muzyka, malarstwo czy jeszcze coś innego?


Pamiętamy obaj księdza katechetę z gitarą w szkole podstawowej. Takie były nasze wspólne, pierwsze zachwyty muzyką rockową. Potem wspaniały nauczyciel muzyki w ogólniaku i wspólny owoc - zespół Decybele. Zaczęły się regionalne przeglądy i koncerty. Nie zniechęcał nas ani prowizoryczny sprzęt - radia, megafony i lutowane bez końca przewody, ważna była atmosfera szkolnych zabaw i konkurencja liceum ze szkołą zawodową. Piękne wspomnienie tego czasu to koncert Brekautów w naszym liceum. Do dziś pamiętam idących po schodach Nalepę z Mirą Kubasińską, młodego Józefa Skrzeka, który zagrał na basie i perkusistę Hajdasza w otoczeniu nauczycieli.
Protetykę wybrałem ze względu na jej związek ze sztuką. Lecz najbardziej przełomowym momentem w moim życiu był wybór papieża na stolice Piotrową i Jego pielgrzymka do ojczyzny w 1983 roku. Owocem jej była moja piesza pielgrzymka na Jasną Górę, podczas której zachwyciłem się Bogiem, wiarą i Kościołem. Przewartościowałem całe moje dotychczasowe życie.

- Zespół Rodzina działający przy parafii stanowił powrót do źródeł muzycznych upodobań i wykorzystania moich talentów dla Boga. Rockowe Misterium Męki Pańskiej z moją muzyką i słowami W.Bąka i innych poetów było naszą sztandarową pozycją. Dzięki niej pojechaliśmy w trasę koncertową. W kościołach Tczewa, Gdyni, Warszawy, Pelplina (seminarium) wybrzmiewały nasze utwory przez wiele miesięcy. Premierowe wykonanie w Lipach i w kościołach Ziemi Lubawskiej w roku 1984 wywarło ogromny wpływ na życie mojej i również Twojej  Rodziny.

Co bardziej kochasz muzykę czy malarstwo? 

- Na tak postawione pytanie odpowiem wymijająco cytując prof. Falkowskiego, że jestem artystą renesansowym, a więc od malarstwa odpoczywam przy pomocy muzyki i odwrotnie. A ostatnio doszedł do tego ogród, tak więc na brak zajęć nie narzekam.

W Twojej twórczości malarskiej dominuje malarstwo sakralne. Jaki wpływ na Twoją  twórczość miało życie osobiste, rodzinne? Czy coś innego? Jak wyglądały Twoje początki w malarstwie. Główny ołtarz w kościele filialnym w Mortęgach z lat 80 i piękne freski to Twoje dzieło?

- Prawdziwa sztuka w naszej europejskiej cywilizacji ma swoje odniesienia do religii jako źródła inspiracji. Mój zachwyt osobą Jana Pawła II zaowocował ok. 100 jego portretów. Życie wewnętrzne przekłada się moim zdaniem na rozwój artystyczny… a początki…? Pamiętam, że zawsze chciałem być malarzem, myślę że dlatego moja żona na 1-szą rocznicę ślubu sprezentowała mi komplet farb olejnych i album z malarstwem. Tak zacząłem kopiować próbując rozróżniać style, sposoby kładzenia farby, kompozycji itd. Uczyłem się krok po kroku, pokonując przeciwności, podglądając innych, ucząc się na własnych błędach, aby w końcu malować na płótnie i papierze, w pracowni i w terenie, ale także mierzyć się z malarstwem ściennym - freskiem, jak ten namalowany w kościele w Mortęgach.

Jesteś autorem muzyki musicalu Terra Lubavia - 1216, czyli muzycznej opowieści o niezwykłym chrzcie Ziemi Lubawskiej w 1216 roku, którego premiera odbyła się w Miejskim Ośrodku Kultury w Lubawie w dniu 11 listopada 2016 roku. Czy to ostatnie słowo jeśli chodzi o muzykę?

- Kilka lat pracowałem nad musicalem Terra Lubavia. Gdy w 2016 roku byłem w Poznaniu na słynnym Jesus Christ Super Star z Piekarczykiem w roli głównej, pomyślałem wtedy, że szkoda iż nikt nie zrobił musicalu o chrzcie Polski. Cieszę się, że nasza mała Ojczyzna doczekała się sztuki o swoich korzeniach. Nie słyszałem o żadnym innym musicalu o początkach Paryża, Rzymu czy Krakowa. Jesteśmy więc prekursorami. Przy okazji dziękuję Maryś za piękne fotki z próby generalnej. Czy to ostatnia słowo? Mam nadzieję, że nie... 

Co pobudza Twoją kreatywność? Czy masz jakąś receptę, względnie sekretny rytuał? Jeśli masz słaby dzień, zimno, szaro, ponuro itd.. to jak mobilizujesz się do pracy?

Moje inspiracje i kreatywność mają różne przyczyny. Są takie jak na przykład zbliżająca się rocznica 800-lecia Ziemi Lubawskiej - jak to było z musicalem Terra Lubavia. W moim artystycznym życiu znaczenie ma udział w plenerach czy wystawach, gdzie uczę się od innych jak ożywić w podobny sposób życie kulturalne na naszym terenie. Podstawą dającą satysfakcję i powód tworzenia są zamówienia w ramach których staram się wykazać jak największą kreatywnością.
Jeśli chodzi o muzykę to kontynuacją zespołu Rodzina był zespół Dziękczynienie. Współpraca z Tomkiem Gulem przyniosła świeży powiew dla mojej artystycznej kreatywności. Nagraliśmy razem kilka płyt, ale najpiękniejsze wspomnienia mamy z posługiwania na czuwaniu Wspólnot Ojca Pio w Łagiewnikach. Jeśli zaś chodzi o moje teatralne inspiracje czerpałem je podpatrując szkolne widowiska przygotowywane przez moją żonę gdzie mogłem ją wspierać plastycznym talentem przygotowując dekoracje.


Twój obraz „Dworek w Żelazowej Woli i Fryderyk Chopin” zdobi polski pokój w gmachu ONZ. Czy spodziewałeś się tego? Nad czym aktualnie pracujesz? Czy czujesz się spełniony jako artysta?

- Tak, ONZ i ten obraz to przysłowiowa wisienka na torcie moich dotychczasowych poczynań. Cieszę się bardzo z tego zamówienia. Czy jestem spełniony? Gdyby tak było zabrakłoby owego artystycznego niepokoju tak niezbędnego dla kolejnych dokonań. Najważniejszym dla mnie jest zostawianie śladów na Ziemi Lubawskiej. Pięknie jest, że mogłem umieścić mój obraz w kościele na Ukrainie, lecz oczy cieszą obrazy w kościołach Złotowa, Prątnicy, Sampławy, Grabowa.
Kiedyś ułożyłem piosenkę „Moje miasto to Lubawa” i właśnie tam jest najwięcej moich obrazów. Poza domami prywatnymi znajdują się w kościołach, Urzędzie Miasta, szkole, bibliotece, MOKu, Zgromadzeniu Sióstr Miłosierdzia oraz w pałacu w Mortęgach i Sanktuarium w Lipach.
Aktualnie maluję zgodnie z duchem czasu kilka portretów Prymasa Wyszyńskiego.

Dziękuję za rozmowę 
Marian Żuchowski

foto: Roman Graszkiewicz