W poszumie kolęd i rytmie pop Camerata i jej goście

Opublikowano:

„Nie potrzeba nam Nowego Roku, by świętować” śpiewał przed laty w swoim wielkim przeboju Stevie Wonder. Trawestując jego słowa chciałoby się rzec, że nie musi wcale być śnieżnie  i gwiezdnie na dworze, by poczuć moc kolęd
i siłę muzyki. Wystarczy Camerata.

Z takim repertuarem Iławski chór, prowadzony przez Honoratę Cybulę, wystąpił  wczoraj (6 stycznia) w Święto Trzech Króli w miejscowym kinoteatrze. Publiczność, która z trudem mieściła się na widowni, była ukontentowana zarówno  popisami wokalnymi swoich ulubieńców jak i zaproszonych gości -  tutejszego chóru PSM „Canzonetta” – tj. juniorskiej wersji Cameraty oraz Appasjonaty z Lubawy pod dyrygenturą Marka Józefowicza.
Brawa rozlegały się po każdej prezentacji. Ba, było nawet kilkukrotne „standing ovation”.

Ludzie lubią utwory, które znają

Jak przystało na kolędy, było też wspólne ich odśpiewanie. I nie trzeba było specjalnej zachęty, by zmusić publikę do przyłączenia się do chórów. Z krasnoludkami z Canzonetty nucono „Wśród nocnej ciszy” , „Gdy się Chrystus rodzi” z Appasjonatą, a gospodarze wieczoru namówili do pomocy przy wykonaniu „Przybieżeli do Betlejem”. Udanie wyszedł również mariaż Cameraty z Appasjonatą, którzy razem odśpiewali „Chrystus Pan się narodził”. A na finał zjednoczone siły wszystkich chórów pokazały swą potęgę wykonując Kolęda płynie z wysokości”.

Przy okazji swoje walory muzyczne wykazały tu dwie solistki: Magda Wróblewska i Katarzyna Byczkowska. Wieczór wart tych wszystkich chwil. Mnie najbardziej, oprócz ostatniego utworu, do gustu przypadło zaprezentowanie kolędy „Jezus malusieńki”.

W karnawałowym nastroju

Warto też wspomnieć o koncercie Cameraty, który odbył się w wigilię Sylwestra. Wtedy to zespół przypomniał się w repertuarze lekkim, w którym po raz pierwszy objawił się podczas śpiewów, uświetniających ich srebrny jubileusz.

W porównaniu z poprzednim występem z końcówki września dało się odczuć, że chór czuje się już całkiem swobodnie, prezentując światowe przeboje. Wokaliści, mając w pamięci bardzo przychylne przyjęcie słuchaczy, czuli się na scenie luźno. Uśmiechnięci, dający ponieść się w wyważony sposób emocjom. Bez niepotrzebnego sztywniactwa i obaw, rysujących się na twarzach „co to będzie”. A i Honorata Cybula przekonała się chyba, że ten rodzaj muzyki może sprawiać wiele satysfakcji.

Tak jak wówczas usłyszeliśmy m.in. „Mamma Mia” ABBY, entuzjastycznie przyjętą „Kalinkę” oraz przebój z „Króla Lwa” – „The Lion Sleeps Tonight”. Były też bonusy, które można było podziwiać po raz pierwszy - „Tolerancję” z repertuaru Stanisława Soyki i „Piosenka jest dobra na wszystko”, kojarzonej z Kabaretem Starszych Panów.
Zwieńczeniem wieczoru był standard „The Time to Say Goodbye”. Do tego hitu najłatwiej nam jest dopasować Andreę Boccelliego.

Przy okazji tej piosenki warto wspomnieć jedną z solistek – Karoliną Pruś. Wokal naprawdę godny uwagi. Na gorąco trudno od razu do kogoś ten głos przyrównać. Chyba najbardziej pasowałby mix brzmienia Olivii Newton-John i Laury Pausini. Łagodny i intrygujący. Karolina Pruś i jej bliźniacza siostra Agnieszka wraz ze swoimi koleżankami i kolegami ze studiów muzycznych byli gośćmi Cameraty w Iławie. Dziewczyny są zresztą wychowankami Honoraty Cybuli. W iławskiej hali sportowej przedstawiły swoją interpretację kolęd. Bardziej na jazzowo. Jednym mogło to się podobać – zawsze to jakaś odmiana, a poza tym widać, że grupa chce się  rozwijać i szuka swego miejsca. Innym, przyzwyczajonym do tradycyjnej formy, już niekoniecznie. Tym bardziej, że trudno w takim przypadku o współpracę na linii wykonawca – publiczność.
Niemniej, bez dwóch zdań, był to kolejny wieczór, który Camerata wraz z gośćmi może zapisać po stronie plusów.
O dziwo, nie można mieć zastrzeżeń do nagłośnienia sceny. Ponoć sprzęt był ten sam, tylko akustycy się zmienili. Widać można.`

I na koniec trochę pochwał w kierunku, nie tylko śpiewającej, ale też i prowadzącej recital Magdy Wróblewskiej. Pełen profesjonalizm, zapowiedzi utworów poprzedzone krótkimi opowieściami o pierwszych ich wykonawcach, albo jakieś interesujące wyjątki z historii tych piosenek. Złoty umiar.
 Magda! Chapeaux bas!

Przemysław Kurszewski
 zdj. Alicja i Jacek Jabłońscy, pjk